Pierwsza bydgoska barka, na
którą zostałem przydzielony po odbyciu służby wojskowej stała w stoczni
remontowej w Chełmnie. Była bardzo stara, podobna do „Lemary” stojącej obecnie
w Bydgoszczy jako muzeum. Zbudowano ją w 1937 roku, a więc jeszcze przed
narodzinami mojego ojca. Zbudowali ją Gdańszczanie i chociaż w moich czasach
jej nazwa była tylko numerem Ż 2117, dowiedziałem się że zanim ją upaństwowiono
nazywała się „Providence”. Chociaż barki tego typu miały mocną konstrukcję
zostały już pocięte na złom, bo były przestarzałe technologicznie i
przystosowane do innych realiów. Była to barka bez własnego napędu i
nigdy nie miała wypłynąć za granicę, ale i tak się cieszyłem że będę pływał. W
szkole wszyscy myśleliśmy tylko o pływaniu za granicę, ale niewielu z moich
kolegów, którzy zatrudnili się w Żegludze Bydgoskiej trafiło na jednostki
pływające. Kilku pracowało w biurze kilku w stoczni. Nikt z nich nie pływał na
barce nawet na takiej. Ja również po szkole, a przed wojskiem pracowałem
w bydgoskiej bazie remontowej, więc po dwóch latach służby wojskowej byłem mocno zdeterminowany
żeby wreszcie pływać.
Wyszedłem z wojska wiosną 1985 r.
był wówczas taki zwyczaj, a może nawet przepis, że celu zapewnienia sobie
ciągłości pracy trzeba ją było podjąć w ciągu miesiąca po odbyciu służby. Byłem
z tego nawet zadowolony rwałem się do tego żeby coś robić, wszyscy moi znajomi
sprzed wojska pokończyli szkoły i zaczęli pracę w rożnych odległych częściach
Polski. Mój najlepszy kolega, który został geodetą, poszedł do wojska po mnie i
jeszcze służył w Trzebiatowie. Dwa lata przerwy zrobiły swoje, nie miałem
kontaktu z dawnymi kolegami. Chciałem, więc w miarę szybko, iść do pracy, nie
dopuszczałem jednak do siebie myśli, że będę musiał wrócić do bazy remontowej.
Poszedłem do Biura Żeglugi Bydgoskiej dowiedzieć się czy mają dla mnie wreszcie
jakieś miejsce na jednostce pływającej. Zdecydowany byłem poszukać sobie pracy
gdzie indziej, gdyby takiego miejsca nie było. Dowiedziałem się, że w maju
zostanie zakończony w remont barki bez napędu i jeżeli bym chciał, znajdzie się
tam dla mnie etat. Nie wiedziałem nic o barkach bez napędu, nie wiedziałem
nawet, że takie barki jeszcze istnieją, ale nie było to dla mnie istotne. Jest
takie chińskie powiedzenie, że początkiem każdej drogi jest pierwszy krok.
Byłem przekonany, że rozpoczęcie pływania na jakiejkolwiek jednostce, będzie pierwszym
krokiem na mojej drodze do pływania za granicę, zamierzonego jeszcze w szkole.
Zgodziłem się więc, pływać na barce
holowanej.
Barka,
na którą zostałem skierowany stała w bazie remontowej w Chełmnie. Widziałem,
gdzie się ta baza znajduje ale przed wyjazdem do niej, musiałem się dowiedzieć jak tam jechać i na którym
przystanku wysiąść. Okazało się, że od
przystanku autobusowego do samej bazy musiałem przejść kilkaset metrów ścieżką
przez krzaki. Baza remontowa przypominała trochę tą w Bydgoszczy, były
zabudowania w których mieściły się biura i warsztaty i były wózki do wyciągania
barek na brzeg. Chełmińska baza sprawiała lepsze wrażenie niż bydgoska,
wydawało mi się że panuje tam większy porządek i że ludzie poruszają się
jakoś szybciej. Być może po dwuletniej przerwie, kiedy byłem w wojsku, tak mi
się tylko wydawało. Nowością był dla mnie widok, płynącej tuż obok Wisły oraz
znajdującego się bardzo blisko mostu chełmińskiego i widok Chełmna na drugim
brzegu rzeki. Poświęciłem tej bazie mało uwagi, bo wtedy pierwszy raz
zobaczyłem barkę, na której miałem pływać. Jak się okazało miałem na niej
spędzić najbliższe trzy lata. Była już po remoncie i stała na wodzie.
Teraz
nie ma już takich barek. Współczesny transport śródlądowy odszedł od systemu
holowanego, ponieważ nie był on ekonomiczny. Wymagał zatrudnienia dwóch osób na
każdej barce, a dodatkowo barki takie wymagały siły holownika, żeby się
poruszać. Przedsiębiorstwa żeglugowe na całym świecie zastąpiły ten system
flota pchaną. Barki pchane są bezzałogowe i poruszają się dzięki pracy silników
sztywno przypiętego do ich tyłu pchacza. System ten ma różne zalety, a wśród
nich najważniejsza jest oszczędność etatów. Załogę zestawu pchanego stanowi
wyłącznie załoga statku, który może pchać jednocześnie nawet cztery lub więcej
barek.
…………………………………………………………………
Blachy poszycia
barki, na której miałem pływać były połączone ze sobą nitami. Później
stwierdziłem, że było w nich kilka miejsc spawanych przeważnie na oble. Obło to
miejsce zagięcia blach, w którym burta przechodzi w dno. W tych właśnie
spawanych miejscach najczęściej pojawiały się później dziury i przecieki.
Oryginalne łączenie ze sobą blach poszycia nitami było więc, trwalsze od
spawania, zapewne głównie dzięki temu, że odbywało się ono na zimno, bez
rozhartowywania stali. Wszystkie barki budowane przed druga wojną światową, w
tym także barka na której miałem pływać, miały łączenia wykonane metodą nitowania.
Na początku XX wieku, gdy je budowano, technologia spawania była droga i
niedoskonała. Nitowanie było tradycyjną i sprawdzoną metodą stosowaną przy
budowie kadłubów statków. Było jednakże bardzo pracochłonne, bo wymagało
wiercenia dziesiątek tysięcy otworów, a oprócz pracochłonności, powodowało
również duże straty materiału, ponieważ przy nitowaniu trzeba stosować
kilkucentymetrową zakładkę. Obecnie wszystkie barki i statki budowane są
znacznie szybciej, a blachy poszycia połączone są na styk i spawane. Niestety
za oszczędność czasu i materiału trzeba zapłacić mniejszą trwałością. Działanie
dużych temperatur rozhartowuje stal, co akurat w przypadku jednostek
pływających ma duże znaczenie, bo jest ona w tych rozhartowanych miejscach,
bardziej podatna na rdzewienie.
2 komentarze:
Wystarczyło pojechać do Wrocławia.Skonczyc Technikum Żeglugi. Trochę praktyki i szruuuu za BM (beemki) na Ren. 😉
Ciekawe we Wrocławskiej na zachód pływali "swoi" czyli wciągnięci na "członka"i dający łapówki wielu po szkole wwwrocławskiej czy kozielskiej wolało pracę u nas w Ż.B
Prześlij komentarz