poniedziałek, 23 marca 2020

Czy Bydgoszczanie powinni być doinformowani?


Jestem jak najbardziej za poprawą bezpieczeństwa na bydgoskich ulicach i ich rozsądną modernizacją, sądzę jednak nowe rozwiązan0ia komunikacyjne powinny być wykonane tak, żeby przetrwały próbę czasu. Przecież Bydgoszczanie żyją w mieście więcej niż jedną kadencję i zależy im, żeby budżet, na który się składają wydawany był racjonalnie. Przede wszystkim powinni wiedzieć jak będzie wyglądał efekt końcowy każdej kosztownej inwestycji finansowanej z budżetu miasta, żeby móc ocenić czy odpowiada on ich oczekiwaniom. Pamiętamy przecież wszyscy wizualizacje Konstantego Dombrowicza, który zanim wydał ogromne kwoty z naszego budżetu starał się pokazać wszystkim efekt końcowy inwestycji. Było to dość uczciwe i pozwalało na weryfikację czy inwestycja jest trafiona czy nie jeszcze przed rozruchem. Tymczasem w Bydgoszczy zrobiło się jakoś tajemniczo w sprawach inwestycji. Nawet radni dziwili się, że Trasa Uniwersytecka nie ma ani chodnika ani ścieżki rowerowej, podobno ze względu na koszty, a przecież można było zrealizować budowę tego wiaduktu rok później i zrobić to porządnie. Budżet naszego miasta nie jest wielki i nie stać nas na półśrodki. Ten wiadukt zostanie przecież w naszym mieście na długo.

Teraz także trwa ogromna inwestycja za ogromne pieniądze o nie wiadomo czy przyniesie ona poprawę czy pogorszenie bezpieczeństwa. Suma, która ma być wydana jest bardzo duża ale zakres robót też niemały, modernizacja Ronda Kujawskiego, Bernardyńskiego, połączenie ich ze sobą i położenie torowiska tramwajowego, więc pewnie nie będą to rozwiązania bezkolizyjne i dwupoziomowe, tylko raczej pójście po taniości. Biorąc pod uwagę fakt, że na efekty tej inwestycji będą funkcjonowały w Bydgoszczy przez następne dziesiątki lat dobrze by było, żeby Rondo Kujawskie przypominało chociaż trochę Rondo Mogilskie w Krakowie.


Wykonane do tej pory prace wcale jednak nie wskazują na to, że tak będzie, niewiele też wynika z projektu.



wtorek, 17 marca 2020

Ulica Różana - inna Bydcoszcz


Oprócz Bydgoszczy wielkomiejskiej, zadbanej i uatrakcyjnionej dla turystów zachowały się w naszym mieście urokliwe zakątki, w których czas jakby się zatrzymał. Brukowane uliczki, na których (gdyby nie parkujące samochody) łatwo możnaby wyobrazić sobie furmanki z mozołem wspinające się pod górę, na przykład ulicą Różaną,



albo Lubelską.



Z ulicy Na wzgórzu rozciąga się rozległy widok na sporą część miasta leżącego w dolinie Brdy.


niedziela, 15 marca 2020

Przedwojenna barka



Pierwsza bydgoska barka, na którą zostałem przydzielony po odbyciu służby wojskowej stała w stoczni remontowej w Chełmnie. Była bardzo stara, podobna do „Lemary” stojącej obecnie w Bydgoszczy jako muzeum. Zbudowano ją w 1937 roku, a więc jeszcze przed narodzinami mojego ojca. Zbudowali ją Gdańszczanie i chociaż w moich czasach jej nazwa była tylko numerem Ż 2117, dowiedziałem się że zanim ją upaństwowiono nazywała się „Providence”. Chociaż barki tego typu miały mocną konstrukcję zostały już pocięte na złom, bo były przestarzałe technologicznie i przystosowane do innych realiów. Była to barka bez własnego napędu i  nigdy nie miała wypłynąć za granicę, ale i tak się cieszyłem że będę pływał. W szkole wszyscy myśleliśmy tylko o pływaniu za granicę, ale niewielu z moich kolegów, którzy zatrudnili się w Żegludze Bydgoskiej trafiło na jednostki pływające. Kilku pracowało w biurze kilku w stoczni. Nikt z nich nie pływał na barce nawet na takiej. Ja również po szkole, a przed wojskiem pracowałem w bydgoskiej bazie remontowej, więc po dwóch latach służby wojskowej byłem mocno zdeterminowany żeby wreszcie pływać.



Wyszedłem z wojska wiosną 1985 r. był wówczas taki zwyczaj, a może nawet przepis, że celu zapewnienia sobie ciągłości pracy trzeba ją było podjąć w ciągu miesiąca po odbyciu służby. Byłem z tego nawet zadowolony rwałem się do tego żeby coś robić, wszyscy moi znajomi sprzed wojska pokończyli szkoły i zaczęli pracę w rożnych odległych częściach Polski. Mój najlepszy kolega, który został geodetą, poszedł do wojska po mnie i jeszcze służył w Trzebiatowie. Dwa lata przerwy zrobiły swoje, nie miałem kontaktu z dawnymi kolegami. Chciałem, więc w miarę szybko, iść do pracy, nie dopuszczałem jednak do siebie myśli, że będę musiał wrócić do bazy remontowej. Poszedłem do Biura Żeglugi Bydgoskiej dowiedzieć się czy mają dla mnie wreszcie jakieś miejsce na jednostce pływającej. Zdecydowany byłem poszukać sobie pracy gdzie indziej, gdyby takiego miejsca nie było. Dowiedziałem się, że w maju zostanie zakończony w remont barki bez napędu i jeżeli bym chciał, znajdzie się tam dla mnie etat. Nie wiedziałem nic o barkach bez napędu, nie wiedziałem nawet, że takie barki jeszcze istnieją, ale nie było to dla mnie istotne. Jest takie chińskie powiedzenie, że początkiem każdej drogi jest pierwszy krok. Byłem przekonany, że rozpoczęcie pływania na jakiejkolwiek jednostce, będzie pierwszym krokiem na mojej drodze do pływania za granicę, zamierzonego jeszcze w szkole. Zgodziłem się więc,  pływać na barce holowanej.

         Barka, na którą zostałem skierowany stała w bazie remontowej w Chełmnie. Widziałem, gdzie się ta baza znajduje ale przed wyjazdem do niej, musiałem się  dowiedzieć jak tam jechać i na którym przystanku wysiąść. Okazało się,  że od przystanku autobusowego do samej bazy musiałem przejść kilkaset metrów ścieżką przez krzaki. Baza remontowa przypominała trochę tą w Bydgoszczy, były zabudowania w których mieściły się biura i warsztaty i były wózki do wyciągania barek na brzeg. Chełmińska baza sprawiała lepsze wrażenie niż bydgoska, wydawało mi się  że panuje tam  większy porządek i że ludzie poruszają się jakoś szybciej. Być może po dwuletniej przerwie, kiedy byłem w wojsku, tak mi się tylko wydawało. Nowością był dla mnie widok, płynącej tuż obok Wisły oraz znajdującego się bardzo blisko mostu chełmińskiego i widok Chełmna na drugim brzegu rzeki. Poświęciłem tej bazie mało uwagi, bo wtedy pierwszy raz zobaczyłem barkę, na której miałem pływać. Jak się okazało miałem na niej spędzić najbliższe trzy lata. Była już po remoncie i stała na wodzie.

  



         Teraz nie ma już takich barek. Współczesny transport śródlądowy odszedł od systemu holowanego, ponieważ nie był on ekonomiczny. Wymagał zatrudnienia dwóch osób na każdej barce, a dodatkowo barki takie wymagały siły holownika, żeby się poruszać. Przedsiębiorstwa żeglugowe na całym świecie zastąpiły ten system flota pchaną. Barki pchane są bezzałogowe i poruszają się dzięki pracy silników sztywno przypiętego do ich tyłu pchacza. System ten ma różne zalety, a wśród nich najważniejsza jest oszczędność etatów. Załogę zestawu pchanego stanowi wyłącznie załoga statku, który może pchać jednocześnie nawet cztery lub więcej barek. 

 

 

…………………………………………………………………

Blachy poszycia barki, na której miałem pływać były połączone ze sobą nitami. Później stwierdziłem, że było w nich kilka miejsc spawanych przeważnie na oble. Obło to miejsce zagięcia blach, w którym burta przechodzi w dno. W tych właśnie spawanych miejscach najczęściej pojawiały się później dziury i przecieki. Oryginalne łączenie ze sobą blach poszycia nitami było więc, trwalsze od spawania, zapewne głównie dzięki temu, że odbywało się ono na zimno, bez rozhartowywania stali. Wszystkie barki budowane przed druga wojną światową, w tym także barka na której miałem pływać, miały łączenia wykonane metodą nitowania. Na początku XX wieku, gdy je budowano, technologia spawania była droga i niedoskonała. Nitowanie było tradycyjną i sprawdzoną metodą stosowaną przy budowie kadłubów statków. Było jednakże bardzo pracochłonne, bo wymagało wiercenia dziesiątek tysięcy otworów, a oprócz pracochłonności, powodowało również duże straty materiału, ponieważ przy nitowaniu trzeba stosować kilkucentymetrową zakładkę. Obecnie wszystkie barki i statki budowane są znacznie szybciej, a blachy poszycia połączone są na styk i spawane. Niestety za oszczędność czasu i materiału trzeba zapłacić mniejszą trwałością. Działanie dużych temperatur rozhartowuje stal, co akurat w przypadku jednostek pływających ma duże znaczenie, bo jest ona w tych rozhartowanych miejscach, bardziej podatna na rdzewienie.