środa, 4 maja 2011

Rzeka Brda

Przez miasto Bydgoszcz płynie rzeka Brda, ale dzisiejsi Bydgoszczanie nawet nie przypuszczają ile było z nią problemów w przeszłości.

Już od wczesnego średniowiecza wykorzystywali bydgoszczanie siłę wody płynącej w Brdzie i zaprzęgali ją nie tylko do transportu, ale również do pracy przy napędzeniu młynów zbożowych, a później mennicy i tartaków. Prawdopodobnie pierwszych osadników zwabiła na teren obecnej Bydgoszczy właśnie rzeka Brda, a właściwie jej niezwykły w okolicach Bydgoszczy przebieg koryta – rozdzielenie na kilka mniejszych odnóg. Takie domniemywanie nie jest oczywiście rzeczą pewną, ponieważ nie posiadamy żadnej relacji z tamtych czasów. Wiemy jednak z całą pewnością, że Brda była bardzo groźną i kapryśną rzeką, a amplituda wahań wody była na niej bardzo duża.


Z średniowiecznych źródeł wynika, że różnica pomiędzy najwyższym i najniższym w ciągu roku poziomem wody w rzece dochodziła do 5 m. W innych relacjach stwierdza się, że woda w rzece nigdy nie zamarzała. Są to zapiski zakonnika - bernardyna z przełomu XVI i XVII wieku, który nie musiał znać się na hydrologii i locji rzek. Zapisał na przykład, że ryby z Brdy są smaczne, jednakże jego uwaga o nie zamarzaniu rzeki wskazuje na to, że jej poziom, nawet zimą, zmieniał się często i mróz nie potrafił jej unieruchomić, bo za tymi zmianami nie nadążał. Oczywiście nie każdego roku wahania stanu rzeki były ogromne. Załóżmy, że 5 m to wartość skrajna i wyobraźmy sobie, że średnia amplituda wahań poziomu rzeki wynosiła "tylko" 3 metry.

Trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić jakim potężnym i nieujarzmionym żywiołem była taka rzeka w średniowieczu. Pierwsi osadnicy na tych terenach i późniejsi mieszkańcy Bydgoszczy musieli myśleć o niej z wielkim szacunkiem i nieustającym nabożnym strachem. Zmuszeni byli do życia zgodnego z jej kapryśnym rytmem i częstymi wylewami. Z pewnością próbowali zabezpieczać swoje domostwa prymitywnymi wałami przeciwpowodziowymi, a całe ich życie odmierzane było kolejnymi wylewami rzeki. Uparte pozostawanie dawnych bydgoszczan nad Brdą świadczy tylko o tym, że czerpali z niej niemałe korzyści:


1) Rzeka żywiła ich rybami, 2) zapewniała transport i komunikację z miastami nad Wisłą, ułatwiała znajdywanie rynków zbytu i umożliwiała handel zbożem, solą, woskiem, miodem, skórami, a później piwem, drewnem, a nawet garnkami. 3) Rzeka pozwalała im korzystać ze swojej siły, gdy nauczyli się już częściowo ją ujarzmiać. W tym ostatnim przypadku pomogła im sama natura. Przy zastosowaniu średniowiecznej techniki nie było możliwe ujarzmienie takiej zmiennej i potężnej rzeki, płynącej jednym korytem, ponieważ jednak rozdzielała się w tym miejscu na kilka mniejszych odnóg, łatwiej je było kształtować. Musieli jednak Bydgoszczanie pogodzić się z jej częstymi wylewami.


W późniejszych czasach próbowali rzekę ujarzmić Prusacy, którzy gospodarzyli w mieście po zaborach. Przekształcili Bydgoszcz w wielki ośrodek dzięki budowie Kanału Bydgoskiego, węzła kolejowego i siedziby władz administracji. Z Brdą jednak nie do końca im się udało, woda nadal zalewała najniżej położone dzielnice. Podtapiała budynki w centrum miasta i wylewała się na ulice i było tak aż do roku 1960.

Na całe szczęście nie było wtedy w naszym kraju tak wielu eko – terrorystów, a nawet jeżeli byli ekolodzy, to nie mieli takich wpływów jak teraz. Faktem jest, że w 1960 roku ukończona została budowa zapory na Brdzie w okolicach Koronowa. Kosztem zalania terenów jednej wioski i obszaru lasu powstał ogromny zbiornik wodny o powierzchni ponad 13 kilometrów kwadratowych. Obecnie jest on siedliskiem wielu gatunków ptactwa i ryb, a także nadmiernie rozmnażających się bobrów, z którymi leśnicy nie mogą sobie dać rady.

Woda odprowadzana z Zalewu zasila elektrownię w Samociążku –również w pobliżu Koronowa – spadając na turbiny z wysokości 25 metrów. Jest to w tej chwili druga, po Włocławku elektrownia wodna w Polsce pod względem ilości wytwarzanego prądu. Od czasu oddania zapory w Bydgoszczy skończyły się zalania.