niedziela, 20 września 2020

Holowniki łańcuchowe na Brdzie

 

Brda jest jedyną rzeką na terenie dzisiejszej Polski, na której Niemcy korzystali z holowników łańcuchowych. Stało się tak z powodu konieczności transportu tratew pod prąd rzeki od Brdyujścia do śluzy Miejskiej. Początkowo funkcjonowały dwa takie statki, jeden poruszał za pomocą łańcucha ułożonego na dnie Brdy od portu wewnętrznego, czyli obecnego Toru Regatowego do śluzy  Kapuściska – do dzisiaj zachowała się po tej śluzie jedna ściana i domek śluzowego nie wiadomo czy była tak samo szeroka jak ta w Brdyujściu. Za śluzą czekał na tratwy drugi holownik łańcuchowy, który podciągał się powoli na łańcuchu, żeby umożliwić doczepianie kolejnych prześluzowanych tratew. Gdy prześluzowano wszystkie, zazwyczaj było ich kilkadziesiąt ciągnął je po łańcuchu do śluzy Miejskiej. Później zastosowano w Czersku Polskim innowacyjny w tamtym czasie jaz walcowy, który podniósł poziom wody ta wysoko, że stopień wodny Kapuściska przestał już być potrzebny.  Rozebranie śluzy i całego stopnia wodnego Kapuściska znacznie uprościło i przyspieszyło transport tratew, nie trzeba było ich nigdzie przepinać.

 


 

Holowniki łańcuchowe zaczęły być stosowane w ostatnich dekadach XIX wieku na niektórych szybko płynących rzekach Cesarstwa Niemieckiego, które właśnie zostało  utworzone poprzez przyłączenie do Prus lub wchłonięcie przez Prusy Związku Państw Niemieckich. Okazało się, że wyposażone w mało wydajne silniki parowe (do 50 KM) statki o napędzie boczno lub tylno kołowym, które doskonale radziły sobie na stojącej wodzie kanałów i jezior płynąc pod prąd rzeki były w stanie holować zaledwie jedną załadowaną barkę. Było to bardzo nieekonomiczne, dlatego ówcześni konstruktorzy wykombinowali, żeby napędzać statki czymś w rodzaju windy kotwicznej. W ten sposób holownik wyposażony w mało wydajny silnik napędzający bęben, na który nawijał się łańcuch podnoszony z dna rzeki był w stanie ciągnąć pod prąd rzeki pięć, a nawet więcej barek.

Taki łańcuch o długości kilkuset kilometrów leżał na dnie rzeki Łaby, która  wraz  z portem w Hamburgu miała dla Cesarstwa duże znaczenie gospodarcze. W Bydgoszczy, a raczej Brombergu tego typu holowniki zastosowano wyłącznie ze względu na transport drewna. Z dzisiejszej perspektywy spławianie tratew może się komuś wydawać transportem drugorzędnym i mało ważnym, a prawdziwie cenne towary zdają się byś ukryte w ładowniach barek ale to mylne przekonanie. W czasach gdy nie istniał jeszcze plastik, a zbrojony beton jeszcze się nie upowszechnił i był drogą nowinką to drewno było dla gospodarki tym czym jest woda dla życia. Rosły miasta, a coraz wyższe budynki, które budowano używając drewnianych rusztowań miały drewniane stropy, podłogi, schody, dachy i stolarkę okienną oraz drzwiową. Drewniane były szopy, magazyny, płoty, łodzie, statki ….. Drewna używano i dalej się używa do produkcji mebli, papieru, narzędzi, instrumentów muzycznych. Poza tym wykorzystywano je jaklo elementy broni, pojazdów, wagonów kolejowych, wiele lasów wycięto robiąc z nich podkłady kolejowe. Z drewna robiono również opakowania – beczki, skrzynie, pudełka itd.

W Brombergu pod koniec XIX wieku funkcjonowało 12 tartaków usytuowanych nad rzeką - każdy z nich miał własny port drzewny - oraz 80 zakładów stolarskich, które zatrudniały tysiące robotników i przerabiały tysiące metrów sześciennych drewna rocznie. Zapotrzebowanie miasta na drewno było jednak duże, budowano przecież całe Śródmieście na lewym brzegu Brdy. Do dzisiaj to drewno tam, tkwi w kamienicach Śródmieścia, Bielaw, Bocianowa, Okola, Szwederowa w ich dachach, schodach i stropach, czasami w zachowanych oryginalnych bramach. Jednak nie tylko w Brombergu było takie duże zapotrzebowanie na drewno, inne miasta również w tym czasie rosły, a drewno przez Kanał Bydgoski docierało do Sztetina i Berlina.

Drewniane tratwy były spławiane dopływami Wisły i samą Wisłą niesione nurtem bez konieczności korzystania z dodatkowego napędu aż do ujścia Brdy, gdzie pojedyncze tratwy były „łapane”  przez holownik o napędzie bocznokołowym i wpychane do portu ‘zewnętrznego” zbudowanego poniżej śluzy w Brdyujściu.

 


 

 Śluza ta została specjalnie rozbudowana i jest dwa razy szersza od innych właśnie ze względu na tratwy, których podczas jednego śluzowania miało do niej się zmieścić maksymalnie dużo.

 


 

Za Bydgoszczą tratwy mogły  płynąć po stojącej wodzie Kanału przy użyciu niewielkiej siły pociągowej, a za Kanałem Bydgoskim na Noteci znowu niósł je nurt rzeki. Jedyny odcinek w drodze na zachód przez który musiały być przeciągane pod prąd walcząc z nurtem rzeki była Brda od Brdyujścia do Kanału Bydgoskiego.

 


 

 Dzięki holownikom, łańcuchowym, które były w stanie ciągnąć pod prąd rzeki jednocześnie nawet kilkadziesiąt tratew jednocześnie nie tylko zaopatrywane były miejscowe tartaki ale również zapewniony był tranzyt drewna na zachód. To dzięki tym holownikom przez Kanał Bydgoski przetransportowano kilka milionów ton drewna.