środa, 2 października 2019

Pierwszy krach żeglugi w Bydgoszczy



W czasach minionych zawsze zachodziła koincydencja między żeglugą śródlądową, a bogaceniem się i rozwojem Bydgoszczy. Od końca XV do połowy XVII wieku była to Bydgoszcz polska, która wyrosła i rozkwitła na prawym brzegu Brdy. Dzięki zyskom z handlu zbożem spławianym Wisłą do Gdańska szybko rosły fortuny kupców, którzy sprowadzali do miasta budowlańców, rosła liczba  kamienic i liczba mieszkańców, ściągnęli do Bydgoszczy bernardyni, a przed samym I krachem, czyli potopem szwedzkim, który zakończył ten okres rozwoju, osiedli także jezuici.
Od początków osadnictwa w okolicach obecnej Bydgoszczy transport wodny miał duże znaczenie dla przemieszczania się ludzi i przewozu wyrobów i żywności. Nawet w czasach do początku XIV wieku gdy jeszcze główny ośrodek – nazwijmy go miejskim – znajdował się w pobliskim Wyszogrodzie nad Wisłą, tam była komora celna i urzędnik książęcy, a Bydgoszcz była maleńką osadą na wyspie po środku Brdy. Wyszogród jednak podobnie jak Gdańsk, Świecie i inne miasta na Pomorzu został brutalnie spacyfikowany przez Krzyżaków, którzy wykorzystując słabość Władysława Łokietka wyrżnęli polską (należałoby właściwie powiedzieć – słowińską) ludność, czyli właściwie wszystkich mieszkańców. W Gdańsku oprócz Słowian mieszkali również osadnicy pochodzenia niemieckiego, którzy uniknęli pogromu, więc ośrodek nadal funkcjonował pod panowaniem krzyżackim. Wyszogród nigdy się nie odrodził, a  nowy władca Polski Kazimierz Wielki musiał pogodzić się z utratą Pomorza jako z faktem dokonanym. Nakazał więc budowę murowanego kasztelu i ufortyfikowanego miasta na prawym brzegu Brdy, które stało się grodem granicznym między Kujawami, a państwem krzyżackim.
W początkowym rozwoju Bydgoszczy żegluga nie miała dużego znaczenia, dolna Wisła była cały czas w krzyżackich rękach, więc ograniczała się do lokalnych przewozów, ludność nie była wtedy zbyt liczna, a cały niewielki gród podlegał pod Inowrocław. Gdy jednak po zakończeniu wojny trzynastoletniej Kazimierz Jagiellończyk odebrał Krzyżakom kontrolę nad Wisłą i jej ujściem rozpoczął się spław zboża na dużą skalę. Bydgoszcz zaczęła się szybko bogacić i zaludniać, w krótkim czasie przyćmiła i przerosła Inowrocław. Spławianie zboża, a później również piwa, soli i wyrobów garncarskich wymagało budowy jednostek pływających, co było dość proste. Większe trudności przysparzało znalezienie ludzi, którym można było powierzyć cenny ładunek. Powstały więc  cechy szyprów i sterników, bo spławianie nie było proste ani łatwe. Z pewnością nie przyjmowano do cechów osób przypadkowych, o pracę na szkucie w charakterze pomocnika na pewno było łatwo ale o miejsce w cechu już niekoniecznie. Nie wiadomo dokładnie jakie kryteria musiał wtedy spełnić kandydat ale samo trafienie do Gdańska było niełatwe, bo ujście Wisły wyglądało w tamtych czasach mniej więcej tak:



Poza tym po Brdzie można było pływać załadowanymi, czyli głęboko zanurzonymi statkami tylko w ściśle określonych porach roku, bo była latem zbyt płytka, a wiosną zbyt wartka, żeby bezpiecznie po niej pływać. Teraz rzeka jest skanalizowana, płynie leniwie, a czasami nawet zamarza ale anonimowy kronikarz z klasztoru bydgoskich bernardynów pisał na przełomie XVI i XVII wieku, że Brda nie zamarzała nawet w najostrzejsze zimy, tak często zmieniał się w niej poziom wody i prędkość jej przepływu. Do tego dochodziły jeszcze trudności nawigacyjne na Wiśle, a Wisła jaka jest każdy widzi. Latem, gdy wody jest mało na środku koryta rzeki odsłaniają się wyspy z piachu, a nurt wije się między nimi, wyższa woda je wprawdzie zakrywa, jednak to wcale nie znaczy, że one znikają. Piachy ciągle tam są przykryte warstwą wody i łatwo władować w nie statek jeżeli błędnie się odczyta bieg nurtu, a w XVI wieku statki rzeczne były kruche i taka przygoda często kończyła się utratą ładunku. Dlatego trudno odgadnąć ile pomyślnych rejsów jako pomocnik musiał zaliczyć kandydat na sternika zanim pozwolono mu pretendować do wstąpienia do cechu co być może wiązało się ze zdaniem egzaminu.
Niestety I krach pod postacią szwedzkich żołdaków unicestwił Bydgoszcz razem z żeglugą i całą resztą. Oczywiście wojna nie była totalna, to jeszcze nie były te czasy masowych rozstrzeliwań. Szwedzi jednak zrabowali co się zrabować dało wzniecając tu i ówdzie pożary, a ludzi wybił głód i zarazy ciągnące za wojskiem, może niektórzy uciekli. W każdym razie po wygnaniu z Rzeczpospolitej Szwedów liczebność ludności zmniejszyła się o około 90%, z 5 tysięcy zostało kilkuset.





Brak komentarzy: