Gdy pierwszy raz płynąłem barką przez Berlin w 1988 roku wielki mur, płoty i zasieki dzieliły go na dwa różne miasta. Stałym elementem tej granicy między Berlinem wschodnim i zachodnim były wieżyczki strażnicze. Było ich dużo i wszystkie były obsadzone. Atmosfera w pobliżu tej granicy była w tamtych czasach niesamowita i przygnębiająca. Nikt z nas nie robił żadnych zdjęć, nie tylko dlatego, że było to surowo zabronione ale głównie z czystego strachu. Z każdej wieżyczki, obok której przepływała barka obserwowali nas znudzeni żołnierze służby celnej. Młodzi chłopacy wyposażeni w kałachy. Nikt przecież nie mógł przewidzieć co wyda im się podejrzane albo, czy któremuś z nich nie odbije. Poza tym zawsze w pobliżu granicy pływało sporo celniczych i policyjnych, szybkich łodzi motorowych.
Przez pewien odcinek rzeki
przebiegała granica między Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Na prawym brzegu
toczyło się normalne życie i panował zwykły ruch uliczny. Na lewym widziałem tylko wysoki, betonowy
mur z drutem kolczastym na wierzchu. Dopłynęliśmy w końcu do bramy do Berlina Wschodniego,
odprawa odbyła się szybko i była zwykłą formalnością. Psów na barkę nie
wprowadzano, ponieważ możliwość ucieczki ludzi z Berlina Zachodniego na Wschód
nie była chyba brana pod uwagę. Celnicy zapewne się ze sobą porozumiewali i
wiedzieli, że przepływamy przez Berlin
Zachodni tranzytem. Wpłynęliśmy na jego teren rano, w Hennigsdorfie, a
opuszczaliśmy go, tego samego dnia, po południu, stwierdzili więc, że obecność
kontrabandy na barce jest mało prawdopodobna. Do mnie na dziób barki, żaden
celnik nawet nie przyszedł. Wszystkie nasze książeczki były u kapitana i tam
zostały podstemplowane, nikt nie chodził po kajutach.
Po odprawie płynęliśmy dalej przez Berlin Wschodni, który wyglądał
nędzniej niż po drugiej stronie muru. Szare, brudne tynki i smutni ludzie,
tylko woda w Szprewie nadal była czysta a brzegi porządnie umocnione. Nie było
łódek prywatnych, ani przystani i statków pasażerskich, było natomiast dużo
policyjnych motorówek. Ludzie rzadko się śmiali i nie spacerowali, tylko
spiesznie przemieszczali się po ulicach.
*
Podczas późniejszych rejsów z inną załogą miałem okazję
oglądać Berlin po obydwóch stronach muru. Różnice rzucały się w oczy zwłaszcza
nocą, wyglądało to tak, jakby Berlin Wschodni był ciemnym przedpokojem i
przechodząc za mur wkraczało się do jasno oświetlonego pokoju. Wprawdzie
również po wschodniej stronie muru w ciągu dnia było sporo zwiedzających,
przeważnie turystów. Kręcili się oni zwłaszcza w pobliżu Aleksanderplatz i
wieży telewizyjnej, ale krótko po godzinie 20 cały ruch zamierał. Nie można go
było, jednakże porównywać z tłumami po zachodniej stronie muru, których nie
tworzyli turyści, ale głównie mieszkańcy Berlina, którzy od godzin
południowych, do późnych godzin nocnych, wypełniali liczne lokale na jasno
oświetlonych ulicach. Ich beztroska i swoboda wyraźnie kontrastowała ze
sztywniactwem obywateli DDR.
Wielkie wrażenie zrobiło na mnie dwupoziomowe metro, być może dlatego, że
było to pierwsze metro, które widziałem. Przejechałem nim tylko kilka
przystanków podczas postoju barki na Spandale – dzielnicy Berlina, gdy pływałem
z Zygmuntem, który również był pełen podziwu dla tej budowli. Korzystając z
okazji, że spędzaliśmy wieczór w Berlinie Zachodnim chciał pokazać mi kawałek
zachodniego życia. Pojechaliśmy ze stacji Radhaus Spandau do Zoologisheer
Garten w centrum. Godzina była już późna około 22, a po centrum Berlina
przemieszczało się mnóstwo ludzi, zwłaszcza młodzieży. Wśród młodych ludzi,
byli przemieszani ze sobą przedstawiciele różnych ras, co było dla mnie bardzo
niezwykłe. W miastach w głębi Niemiec nie było wówczas dużo ludności czarno lub
żółtoskórej. W miastach portowych owszem w Hamburgu, holenderskim Amsterdamie i
Rotterdamie, było ich sporo. Izolowali się jednak i zachowywali się
ksenofobicznie, co miałem okazję zaobserwować w dzielnicy tureckiej, będąc w
Rotterdamie. Berlin nie jest miastem portowym, położony jest w środku Niemiec, dlatego zdziwiła mnie
obecność młodych ludzi różnych ras przemieszanych ze sobą i jakby zbratanych.
Zapewne
ludzie przewijali się przez centrum Berlina przez całą noc, ale nie
sprawdzaliśmy tego, bo rano musieliśmy być wypoczęci przed dalszym rejsem.
Pogląd na niewyobrażalny wręcz ogrom metra berlińskiego wyrobiłem sobie na
stacji, na której krzyżują się dwie linie. Schodziliśmy po schodach z ulicy do
poziomu torów, a z peronu wiodły schody na niższy poziom, na którym również
były tory, po których jeździło metro. Tak więc pod ulicą jest tunel, w którym
jeździ metro a pod tym tunelem drugi tunel, którym jeździ metro innej linii.
Moja wyobraźnia z trudem to ogarniała, a jak pomyślałem o tym w jaki sposób to
metro budowano, dotarł do mnie cały ogrom tego przedsięwzięcia,
przeprowadzanego pod całym miastem. Zwłaszcza, że w wielu miejscach budowano
tunel pod rzekami i kanałami,
Rzecz jasna stacje metra nie ustrzegły się przed
wandalami, kafelki na peronach są miejscami potłuczone i pokrywają je liczne
graffiti, jednakże perony w tamtym czasie, nawet w środku nocy, nie były
szczególnie zaśmiecone, co dobrze świadczyło o służbach porządkowych. Długo
jeszcze po powrocie na barkę byłem pod wrażeniem tego metra, chociaż zdawałem
sobie sprawę, że zdążyłem zobaczyć
tylko niewielki jego wycinek..
Fragment mojej książki:
1 komentarz:
Odkryj Berlin z luksusem i wygodą! Nasza wyszukiwarka hoteli gwarantuje idealne zakwaterowanie, dostosowane do Twoich potrzeb. Zarezerwuj teraz, by przeżyć niepowtarzalne chwile w sercu tego fascynującego miasta! https://www.findbookingdeals.com/pl/de/-1746443-berlin/
Prześlij komentarz