niedziela, 1 czerwca 2008

Festyn

Próbowałem w piątek uczestniczyć w naszych bydgoskich obchodach „Steru na Bydgoszcz”, wydaje się jednak, że definicja festynu nie jest przez wszystkich Bydgoszczan do końca zrozumiała. Może po prostu miałem pecha i nie trafiałem tam gdzie było fajnie i przyjemnie, w każdym razie tam gdzie byłem wcale przyjemnie nie było. Byłem świadkiem jak pan wiceprezydent M. Grześkowiak przekazywał symboliczney ster imprezy Stanisławowi Tymowi. Wyglądało to tak jakby ten „ster” był gorący i bardzo szybko po tej ceremonii pan wiceprezydent gdzieś uciekł, wymawiając się pilnymi zajęciami, chociaż było już późne popołudnie. Może uciekł przed hałasem?


Ja również długo tego hałasu nie wytrzymałem, pomimo sympatii do pana Tyma i jego anegdot, musiałem się ewakuować, bo komuś wydawało się, że im będzie głośniej tym lepiej. Było to chyba jakieś hasło ogólne całego festynu „zagłuszyć innych”, a przecież nie wszyscy chcieli słuchać ryku głośników. Byłem spragniony, więc usiadłem w jednym z „ogródków”, żeby się spokojnie napić piwa, odległość od rynku była na tyle duża, że dolatujący stamtąd grzmot głośników nie był już porażający i myślałem, że uda mi się porozmawiać z kolegą. Bardzo szybko wybiły mi te myśli z głowy chóralne przyśpiewki podchmielonej młodzieży na temat zupełnie nie związany z festynem. Uciekliśmy więc w zupełnie inne okolice, aby dalej od zgiełku, tłoku i ryku głośników, widocznie nie mamy zdrowia do festynów.


Tak było w piątek, a w sobotę miałem okazję uczestniczyć w zupełnie innej imprezie, zostałem zaproszony na spacer kajakiem po Brdzie zorganizowany przez Sekcję Turystyki Kajakowej przy Regionalnym Towarzystwie Wioślarskim „Bydgostia”, które ma swoją siedzibę przy ulicy Żupy 4. Było bardzo przyjemnie i rodzinnie, powiosłowaliśmy aż do Wyspy Młyńskiej i opery, mijając liczne wizytujące Bydgoszcz jachty.



Mieliśmy również okazję obserwować przybycie do Bydgoszczy przez śluzę Miejską statku szkolnego „Łokietek” z Nakła, który przybył, żeby wziąć udział w imprezie „Ster na Bydgoszcz”.




Później powiosłowaliśmy z biegiem rzeki aż za most Pomorski, następnie wróciliśmy do przystani klubu.



Tu również odbył się festyn połączony z obchodami 80-dziesięciolecia „Bydgostii”, na które zostali zaproszeni wszyscy seniorzy, a wśród nich wielu znakomitych, byłych reprezentantów, zdobywających dla klubu medale. Festyn bardzo różnił się od tego w mieście, nikt nikogo nie przekrzykiwał przez głośniki i ludzie odnosili się do siebie z szacunkiem, pomimo różnic wiekowych.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Też uczestniczyłem w piątkowym festynie Ster na Bydgoszcz i moje odczucia są zupełnie inne. Kwestii głośności komentował nie będę bo jest to pojęcie względne. Bardzo udana była parada sprzed Drukarni na Stary rynek i późniejszy koncert orkiestry dętej. Koło sterowe przekazane było bardzo elegancko i przyjęte zostało bardzo ciepło. Nie zauważyłem żeby wiceprezydent i pan Tym szybko uciekali. Po oficjalnym otwarciu poszli jeszcze wybić pamiątkową monetę. Nie słyszałem oznak zawodu,zbyt krótkim pobytem pana Tyma. Każdy kto chciał mógł uczestniczyć w kulturalnym spotkaniu z Nim w Węgliszku - byłem i zapewniam że było jeszcze miejsce. Po części oficjalnej była mozliwość osobistej rozmowy, zdjęć, zdobycia autografów itp. Sporo osób dotrwało do projekcji filmu "Rejs" i bawiło się podczas niej fantastycznie. Nie było ani jednej przykrej sytuacji, wspólnie oglądano i komentowano film. Udając się na festyn trzeba pomyśleć gdzie sie idzie i w jakim celu. Gdyby było za cicho lub z mniejszym rozmachem odezwałyby się glosy że Bydgoszcz to "wiocha", było z pompą to jest źle bo nie można piwa wypić w spokoju. Tylko na piwo mozna iść w każde inne miejsce, nie koniecznie w takie które komus nie odpowiada, nikt tam nikogo pod pistoletem nie trzymał a większość siedziała z przyjamnością

barkarz pisze...

Być może, tak jak napisałem, faktycznie miałem pecha i nie trafiłem we właściwe miejsca we właściwym czasie. Uparcie jednak twierdzę, że większy rozmach to wcale nie znaczy, większy hałas, a nawet odwrotnie. To z powodu hałaśliwości można nazwać imprezę wiejską. Uważam, że popisywanie się mocą głośników, które słychać było na Wzgórzu Dąbrowskiego, jest prymitywne. Oglądałem festyny w innych krajach, tam przechodząc od jednego stoiska do drugiego przestaje się słyszeć to zostawione za plecami. Gdyby każdy chciał przekrzyczeć każdego, powstałaby kakofonia.